13.09.2016

Wywiad

Poniżej surowa wersja wywiadu, jaki zrobiono ze mną do pracy dyplomowej:
"Fakty i mity psychotroniki"
Długie, ale dacie radę!!!

Proszę mi opowiedzieć, jak to wszystko się zaczęło? Jak wyglądała pana zawodowa droga?
- Zawodowa droga… To zaczęło się od tego, że pochodzę z Radomia gdzie przeczytałem kiedyś w gazecie ogłoszenie o naborze do Studium Radiostacji i Psychotroniki w Łodzi. Przyjechałem, przyjęto mnie, o dziwo!… Na początku przyjeżdżałem z Radomia na weekendy. Było to zaocznie, przez pierwszy rok, a później się dowiedziano, że jestem instruktorem Aikido, to poproszono mnie o prowadzenie zajęć na zasadzie WF-u. I dzięki temu miałem lepsze warunki w szkole, bo jednocześnie mogłem chodzić na zajęcia i dla dziennych i zaocznych. No i siedziałem w tej szkole przez 10 lat. Nadal z nią współpracuję. To znaczy, sama szkoła, się rozpadła, ale nauczyciele z tej szkoły, to każdy coś ze sobą robi i nadal z szefostwem tamtej szkoły sobie współpracuję.
- Doprowadziło mnie to do tego, że jednak wolę normalną medycynę niż medycynę niekonwencjonalną. Z tego powodu, że najważniejsza rzecz, jaka różni jedno od drugiego, to jest sprawdzalność i powtarzalność efektów. Bo w momencie, jak się coś raz zdarzy to jest to przypadek. Jeżeli powtarza się jakaś sytuacja, na przykład, taka jak są badane leki na zasadzie podwójnej ślepej próby. I wtedy widać na badaniu rzetelnym, bo oczywiście każdy kombinuje, żeby jego badania przeszły i żeby się potwierdziło jego zdanie, ale ogólnie najważniejsza jest powtarzalność i sprawdzalność. Jeżeli coś jest na zasadzie, „ może wyjdzie, może się uda, a może nie”, to w tym momencie jest to tylko kwestia przypadku, że coś się uda. Poza tym druga rzecz, jaką uważam, na co się mało zwraca uwagę, to jest nasz układ immunologiczny. My jesteśmy bardzo dobrze przystosowani do środowiska i gros chorób leczymy sobie sami. Do tego żadna medycyna nie jest nam nawet potrzebna, a wręcz niekiedy szkodzi. Naturalna czy alopatyczna, ziołowa, to bardzo często nie ma nawet potrzeby brania jakichkolwiek leków, bo sobie nasz układ z tym radzi, o ile w miarę zdrowo żyjemy.
Dokładnie.
- W tej chwili jestem rehabilitantem, plus opiekunem medycznym.
Skąd fascynacja masażem?
- To właśnie się wzięło z Aikido. Aikido jest to sztuka walki japońska, i w jej zakres wchodzi część, która nazywa się „kenkodo”, czyli japońska forma drogi do zdrowia i tam właśnie jedną z głównych metod jest relacja z drugim człowiekiem, czyli nauka masażu shiatsu, kiatsu i ogólnie zdrowego podejścia do życia i do psychiki. U mnie wyszło to z Aikido i w tej chwili ja się śmieję, że dzięki tej wiedzy potrafię i połamać człowieka, i go złożyć.
A na czym taki zabieg, taki masaż polega?
- Tak jak mam u siebie w gabinecie? Najzwyczajniej jak ktoś przychodzi, to rozmowa wstępna, bo trzeba wiedzieć, co tej osobie dolega i najlepiej, jak ma jeszcze opis, rentgen i tak dalej. Następnie albo na stojąco, albo na leżąco na stole staram się jakoś pomóc, rozmasować, albo poćwiczyć z taką osobą na zasadzie fizjoterapii i omówić co oraz jak robić, żeby przestało boleć. Najczęściej mamy choroby cywilizacyjne. Bo to jest jeszcze ewolucja. I ogólnie ewolucyjnie jeszcze nie jesteśmy, w pełni zbudowani i w pełni dostosowani do tego środowiska. Szczególnie kolana, bo to jest najbardziej skomplikowany staw i kręgosłup lędźwiowy. Nas się źle uczy tak, że wszyscy muszą siedzieć prosto. To jest nienaturalna pozycja dla nas. Zauważ, że najbardziej naturalna pozycja to jest u ludzi na wsi. Oni chodzą pochyleni 5 stopni do przodu i to jest naturalna pozycja człowieka. A u nas wiesz, każdego się usztywnia i już od czasu szkoły. Najczęściej jest tak, że ławeczki w podstawówce są niedostosowane do wymiarów dziecka i się te dzieci przygarniają, albo siedzą te dzieci sztywno. I zbyt długo siedzą w szkołach, dlatego te problemy z kręgosłupem ma każdy, niezależnie kto to jest, nawet włącznie ze mną.
A czy dotyk leczy? Jak pan uważa?
- Wiesz co, dotyk na zasadzie kontaktu z drugą osobą tak, ale nie jest to na zasadzie magii, że przesyłamy jakąś magiczną energię, tylko na zasadzie takiej, że potrzebujemy styku z drugą osobą psychologicznie. Wynika to z ewolucji, że jesteśmy zwierzęciem stadnym i po prostu daje nam to poczucie bezpieczeństwa. Uczyłem się o bioenergoterapii z punktu widzenia naukowego i to, żeby móc być bioenergoterapeutą, to trzeba by być zupełnie zdrowym. Powiedzmy, że mamy problem z wątrobą, bo sporo pijemy, to w tym momencie, jeżeli ma to być relacja z drugą chorą osobą, która ma chorą wątrobę, to nasza wątroba musi być zdrowa po to, że przekazać informację… Nie jest to energia, na zasadzie fali czy wibracji tej samej częstotliwości, żeby móc skoordynować się z drugą wątrobą, a to jest dla mnie niewykonalne z tego powodu, że my jako całość organizmu jesteśmy taką mieszaniną wszelkich drgań, wibracji każdego organu, każdej komórki, że to się nie da. To jest po prostu na zasadzie dobrego PR, że jestem świetnym bioenergoterapeutą, potrafię coś tam robić i tych ludzi najzwyczajniej oszukuję… To są osoby, które są podatne, tak jak rozmawialiśmy wcześniej o hipnozie, że część z tych bioenergoterapeutów potrafi bardzo szybko zahipnotyzować taką osobę, bo hipnoza też nie jest żadną magiczną rzeczą. To jest tylko sposób przeniesienia świadomości w inny obszar myślenia. W tym momencie hipnoza jest formą takiego znieczulenia drugiej osoby, przy czym hipnoza nie leczy. Jest to tylko pomocnicza forma terapii przy różnych uzależnieniach, lękach, fobiach i innych takich rzeczach. Poprzez hipnozę się nie uleczy. Poprzez bioenergoterapię można pomóc leczniczo, ale to tylko działa, jako efekt placebo. Nic więcej w tym nie ma.
A w czasie masażu przez ten dotyk zdarzały się jakieś ciężkie przypadki, że naprawdę pan pomógł?
- Tak, ale to wiesz, to jest normalna fizykoterapia. Mam chociażby w tej chwili pacjentkę, która ma słoniowatość nóg. Jest tak otyła i z racji rozwalenia całego układu hormonalnego, że po prostu najzwyczajniej ja z niej wyciskam wodę. Jest to fizykoterapia. Jest to ciężka robota, kiedy się to wszystko po prostu wyciska z takiej osoby. Jest forma dotyku i jest również forma masażu na zasadzie psychoterapii. Głownie chodzi o to, że zawód masażysty to jest tak jak zawód fryzjera. I masażyście, i fryzjerowi mówi się o wszystkich problemach, tak jak psychologowi. Nawet lepiej, bo do psychologa przychodzi się zablokowanym, bo coś on będzie chciał z tym zrobić. A do takiej osoby przychodzi się swobodnie, bo wie się, że po prostu jak na spowiedzi u księdza można się wyspowiadać i nie będzie szło to dalej. To jest kwestia zaufania, że do takiego terapeuty idą osoby, które mają zaufanie. Ja miałbym dużo więcej klientów, tylko słyszę szczególnie od pań, że: „Nie przyjdę do pana, bo mi mąż zabrania”. Jesteśmy jeszcze w Polsce w średniowieczu pod tym względem, a jeszcze z racji tego, że kościół ma tu władzę, to niestety sytuacja się pogarsza, że jesteśmy coraz bardziej krajem, nawet medycznie zacofanym, bo jak wiesz jest kwestia in vitro, kwestia usuwania ciąży, to teraz się jeszcze doczepili do transplantologii, że zabija. No bzdury straszne, żyjemy w tak strasznym kraju, że to masakra. Ale wiesz, skoro przyszło tu żyć… Wiadomo, zawsze jest kwestia, żeby stąd wyjechać, ale z tym wyjazdem, no nie każdego na to stać, nie każdy jest na tyle odważny i nie każdy chce, więc się żyje, jak się żyje.
A skąd pan czerpał wiedzę na temat masażu oprócz tej szkoły?
- Oprócz tej szkoły psychotronicznej, to normalnie również Szkoła Masażu plus również najróżniejsze kursy, ale medyczne. Byłem też na paru kursach bioenergoterapii, to się najzwyczajniej obśmiałem, po cichu wyszedłem. Po prostu szkoda czasu. A jeszcze na dodatek takie kursy bardzo dużo kosztują, bo takie osoby lubią tworzyć wokół siebie mit, bycia ponadnormalną osobą i w związku z tym uważają, że „moje” rzeczy mogą być drogie. Wcale niekoniecznie, tym bardziej, że tak naprawdę te wszystkie metody są tak proste i zwykłe, tylko się wokół nich robi otoczkę. Tutaj zahaczę kwestię, bo to jest to samo, co wróżenie z Tarota. Tak naprawdę wróżyć może każdy, to jest forma psychologicznego Cold Readingu, tylko, że każda wróżka mówi, że nie wolno dotykać kart, nie wolno wróżyć w niedziele. Tworzą fetysze po to, żeby chronić swój interes, żeby nikt inny się tym nie zajmował, tylko One. To jest po prostu kwestia biznesu.
A nadal się pan rozwija jakoś tak?
- To znaczy tak, przybywa mi kilogramów. To jest kolejny mit właśnie. Ja się strasznie śmieję bo tej chwili jest mania samorozwoju, coachingu, mentoringu. Bzdurne takie rzeczy. To jest normalna rzecz, którą uczy się w normalnej szkole, na psychologii i w życiu, ale jest kolejna rzecz, na której można zrobić pieniądze, więc są szkoły coachingu, później się opowiada jakim się jest świetnym mentorem, ale dla siebie się nie jest, bo się nie ma pracy i się nie potrafi nic zrobić. Tak to niestety wygląda.
A jak rodzina reaguje na pana zawód, na te masaże, na doświadczenie?
- Moja rodzina mieszka w Radomiu, ja mieszkam tu w Łodzi, ale jak tylko przyjeżdżam do Radomia, to mam całą kolejkę rodzinną.
Czyli jak najbardziej akceptują?
- Tak. Z tym to nie ma żadnego problemu.
Ale nikt w rodzinie tego nie wykonywał?
- Nie. To normalna rodzina, bo jak się mieszkało w Radomiu, to wszyscy pracowali w Zakładach Metalowych i robili, jak to się mówi oficjalnie, maszyny do szycia, a nieoficjalnie wychodziły z tego czołgi.
Czyli według pana nie trzeba mieć do tego daru, żeby to robić?
- Żadnego. To jest po prostu kwestia pewności siebie i nauki. Trzeba naprawdę dużo się uczyć. To co właśnie pytałaś wcześniej na temat tego, czy ja się rozwijam. Dostałem ostatnio od paru osób komplement, że jak przychodzą do mnie i do mojego gabinetu, że jest wreszcie mieszkanie, gdzie jest dużo książek. Ja po prostu wolę wydać na jakąś dobrą książkę niż coś tam dobrego zjeść. Tylko, że jest jeden problem, że nie mam czasu czytać. Ale może kiedyś na emeryturze.
Czy w pana otoczeniu medycyna niekonwencjonalna jest popularna?
- Tak, bo niestety obracam się wśród tego towarzystwa. Jest popularna, ale ja, że tak to ujmę, staram się nie dokładać do tego swojej ręki. Owszem, mogę pomóc, ale jeśli ktoś potrzebuje pomocy przy pomocy normalnej medycyny, żeby wysłać do normalnego lekarza. Tym bardziej, że bardzo często przychodzą do mnie osoby, które właśnie były u tak zwanego kręgarza czy nastawiacza.
No właśnie, ciekawi mnie to, jak to jest z tymi kręgarzami?
- Wiesz co, to jest kolejna ciekawostka. Po pierwsze, osteopaci i chiropraktycy to są osoby, które wykonują zabiegi na kręgosłupie. Ustawianie tego kręgosłupa, ponieważ mają taką teorię, że każdy krąg u człowieka odpowiada za jakiś tam organ wewnętrzny i za oddziaływanie również psychiczne, co jest nieprawdą, ale na tym się robi kolejny dobry interes. Niestety oni często kręgi, które są dobrze ustawione i położone, to destabilizują. Tym bardziej, że to są chiropraktycy, którzy nie mają wyczucia. Im silniej i jak strzela ten kręgosłup, to bardzo dobrze. Powiem ci, że u mnie kiedyś też tak było, że u mnie masaż trwał 5 minut. Trzasnąłem tutaj, trzasnąłem tutaj i do widzenia, a to się okazuje, że wewnętrznie to jest tak delikatny organ, że tego nie wolno tak robić. Przekonałem się o tym i na sobie, i na swoich pacjentach. Kolejna rzecz, jaka jest też związana z tymi terapiami manualnymi z kręgosłupem, to są tak zwane homunkulusy. To są odbicia całego człowieka na człowieku. Homunkulusem jest ucho na zasadzie, że przypomina embrion oraz dłonie i stopy. I też jest refleksoterapia. Dla mnie to też jest wielka bzdura, ponieważ na stopie ponoć masz odbicie całego człowieka. No po prostu bajka, ale wiesz, jest to fajne na zasadzie baśni… Owszem, masaż stóp jest bardzo dobry, bardzo relaksuje i tak dalej, ale nie dorabiajmy do tego, że leczymy kogoś. Jest to na zasadzie relaksu i efektu placebo, bo to, że duży palec odpowiada za bóle głowy, to nie przesadzajmy. I tu przy okazji ciekawostka, jak widziałaś w reklamie, w telewizji, tych a propos plastrów Aikido. Cały światek Aikido się z tego strasznie śmieje. Nawet jest strona, nie pamiętam teraz adresu strony, gdzie na filmie jest rozebrany ten plaster Aikido, co on ma w środku. Okazuje się, na filmie jest pokazane, że jak się go przyklei na stopę, to po pewnym czasie ten plaster robi się czarny, brudny, że wyciąga się jakieś złogi z organizmu. Po to mamy nerki i wątrobę, żeby wyciągały z nas te złogi, a nie plastry!
Chociaż ja widziałam ostatnio, że cebulę ludzie wkładają za skarpetę.
- Tak, to jest ten sam efekt. Zauważ, stopa się poci. To są związki soli, które zmieniają barwę tej cebuli i to samo jest w tym plastrze. Wiesz, co jest w tym plastrze? Po prostu brązowy cukier, który pod wpływem wilgoci się rozpływa i robi brązową plamę. Tylko z ludźmi to jest na takiej zasadzie, że jest plaster, wmówiono nam, że działa, to działa, ale żeby się już wgłębić w to, dlaczego, to już nie.
Zauważył pan zainteresowanie większe masażami, takimi zabiegami?
- Zawsze było i zawsze jest. W tej chwili mamy bardzo kiepską ogólnie medycynę normalną. Wiesz, do mnie przychodzą ludzie, którzy mają na przykład zapisy na rehabilitację za rok, a za rok nie ma sensu ta rehabilitacja, bo stawy się zastają i będą nie do zrobienia. To musi być natychmiast robione. Inaczej nie ma to sensu. Ale jest bardzo dużo schorzeń, tym bardziej, że wiesz, mamy patologiczne środowisko. Zauważ, każdy jeździ samochodem. Mamy manię rowerów, owszem. Ale szczególnie w Łodzi, dla mnie to jest tragedia z tego powodu, że powietrze tutaj jest straszne. I teraz bieganie, albo jeżdżenie rowerem to jest tak, jakbyś się napaliła paczki fajek jadąc. Ludzie, nie myślą o tym co się dzieje, tylko dobra, robię coś dla zdrowia. Szczególnie mnie śmieszy, w Internecie jest tekst, że przejechał ktoś 10 kilometrów samochodem, żeby zrobić 10 kilometrów na rowerku, albo biegając na bieżni na siłowni. I tak wielu ludzi robi, bo samochodem jadą na siłownię. To jest po prostu kwestia mody i kwestia takiego pseudo-dbania o siebie.
A zna pan kogoś, kto wypisuje jakieś leki homeopatyczne, które niby pomagają?
- Cała szkoła jest tutaj homeopatii, którą prowadzi pan Żołnowski, ale niestety dla mnie homeopatia jest taka sama, jak akupunktura. Działa na zasadzie placebo, ale już akupunktura działa bardziej, bo igła jest ciałem obcym w organizmie, więc i tak są uruchamiane endorfiny, które w tym momencie są wydzielane i cały organizm reaguje. To nie jest tak, że wkłujesz w nogę i leczysz problem z kolanem. To nie jest lek kierowany. Owszem, bo tutaj zbiera się tych endorfin i krwi więcej i rzeczywiście przy okazji szybciej się to regeneruje. Ale ogólnie endorfiny są nawet stukrotnie silniejsze od morfiny. To jest tak, jakby leczenie wewnętrzne, tym co mamy w środku. To jest pobudzenie, układu odpornościowego po to, żeby coś ze sobą zrobić. Ale homeopatia to jest leczenie w tym momencie tylko cukrem, bo te pastylki są z glukozy i w tym nie ma nic leczniczego. To jest na zasadzie, „ podobne leczyć podobnym”. To są tysiączne rozcieńczenia różnych trucizn, które są ziołami, w normalnej postaci kiedyś leczyły, ale z nich się robi efekt, że drobinka może pociągnąć za sobą lawinę zdarzeń i leczyć dalej. Też czytałem, że porównano, że wiadro homeopatyku wlać do rzeki, pójść dalej 10 kilometrów, nabrać tej wody z tej rzeki i stwierdzić, że to jest lekarstwo. Kiedyś stwierdzono na jakiejś konferencji, gdzie było o homeopatii, czy opakowanie leków homeopatycznych może zaszkodzić? Tak, może. Jak się połknie opakowanie! Ale tak poza tym to jest kolejna pseudoterapia, żeby ktoś zarobił pieniądze na ludzkiej naiwności. Także niestety objeżdzam to strasznie. Jak ktoś z pseudoterapeutów to poczyta, to będę wyklęty, ale i tak już jestem przez tyle osób wyklęty! I w ogóle, że ze mną nie można porozmawiać, bo ja wszystkiego się czepiam. Czepiam się, bo chciałbym wiedzieć dlaczego?
Musi być odmienne zdanie, dokładnie.
- I mam swoje zdanie, bo tyle lat siedzę w tym i badam krytycznie, a ludzie podchodzą do wielu rzeczy bezkrytycznie, bo ktoś uznał, że tak jest, no to też tak uznam. Takie lenistwo umysłowe.
A czy uważasz teraz, że ludzie mają dostateczną wiedzę na temat tej medycyny naturalnej, niekonwencjonalnej?
- Zauważ kolejną rzecz, że jak były matury w tamtym roku, to okazało się, że statystycznie mamy najgłupszych ludzi, którzy zdawali tę maturę od 25 lat z tego właśnie powodu, że od 25 lat wprowadzono religię do szkół. Niestety religia ma u nas straszny wpływ i to, że jesteśmy krajem katolickim, ponieważ uwstecznia całą wiedzę. Tak naprawdę ludzie nie mają żadnej wiedzy. Zauważ, lekcji religii jest w szkole około 300 godzin rocznie, a normalnej fizyki, chemii masz jedną godzinę tygodniowo, przez jeden rok nauki, więc skąd ci ludzie mają wiedzieć? A znowu ludzi takich, którzy dociekają i chcą czegoś więcej, to jest bardzo mało. U nas nie ma ludzi, że chcą coś tam zgłębiać. To są tylko jednostki. Reszta jest tylko i wyłącznie na zasadzie albo pasożytnictwa, albo konsumpcji tego, co jest. Wiem tyle, co potrzebuję. Więcej nie jest mi do niczego potrzebne. Od tego mam tutaj specjalistów, że oni niech wiedzą. To jest takie spychanie i bezkrytycyzm.
A uważa pan, że coraz częściej ludzie korzystają z tego?
- Z czego?
Z medycyny niekonwencjonalnej?
- Tak, tak. Bardzo często. Jak czytam kilka forów poświęconych medycynie normalnej i niekonwencjonalnej to jest, że ci wstrętni lekarze nie chcą leczyć, są wredni i w ogóle, nawet leków nie wypisują. A tak naprawdę ci ludzie naprawdę musieli poświęcić na to czas, bo same studia medyczne to jest 6 lat studiowania plus 3 lata zrobienia specjalizacji i dopiero się ich dopuszcza do pacjenta. A tu wiesz, po zrobieniu tygodniowego, albo weekendowego kursu jesteś już bioenergoterapeutką, umiesz wszystko i leczysz. No bzdura straszna. A poza tym takie wykpiwanie lekarzy, że właśnie nie leczą, tylko trują, szczególnie, jeśli chodzi o kwestię raka. Wiesz, rak to tak naprawdę jest ponad 100 różnych chorób, które my określamy mianem raka. I o tym też trzeba wiedzieć, a ludzie twierdzą, że rak jest jeden. I koniec. I że wszystkie metody lecznicze są złe, wlewy chemiczne i tak dalej. Ale tak naprawdę to jest badane cały czas, czy to rzeczywiście działa, czy nie. A to jest, bo normalna medycyna jest zła, ponieważ mojemu wujkowi lekarz nie pomógł. Kurde, i tak każdy umrze. Tutaj też jest forma religijna, że musimy trzymać tego człowieka przy życiu. Dlatego zauważ, że w tej chwili ludzkość również głupieje bo rozmnażają się osoby najmniej wykształcone, bo ludzie wykształceni nie chcą się mnożyć, bo po co? I w związku z tym coraz bardziej nasza wiedza się stacza, bo po prostu coraz więcej jest ludzi, konsumentów tylko. Szczególnie program 500+.
Na samochody.
- Na samochody i na alkohol. I ewentualnie na nowe komórki, a nie na dzieci, bo kto dba o dzieci? A to jest specjalna robota właśnie fachowców, którzy są zatrudnieni przez PiS po to, żeby znowu ogłupić społeczeństwo przez upicie ich. Jak ktoś ma tani alkohol, to będzie zawsze głosował na tego, co da mu ten alkohol. Nie ważne pod jaką przykrywką. I teraz spróbuj zlikwidować program 500+, to przecież będzie wojna straszna. I to jest manipulacja społeczeństwa. To jest właśnie kolejna kwestia, że jesteśmy bardzo podatni na manipulację. Im prostsza wiedza, tym lepiej. Mam znajomego profesora, który się zajmuję fizyką psychotroniki, to on proponował, że w jakiejś szkole będzie prowadził zajęcia, żeby uświadamiać studentom skąd się te wszystkie rzeczy parapsychologiczne i psychotroniczne biorą, ale mu sekretarka szkoły powiedziała, że niestety zajęć nie będzie, ponieważ pan będzie pokazywał wzory. Straszna rzecz, bo to już jest ponad pojęcie. W środowisku naukowym się śmieją do tej pory, że w psychotronice to nie będzie fizyki, bo tam mogą być wzory!
A co pan myśli o takim wprowadzeniu wykładów na temat medycyny naturalnej, nie wiem, niekonwencjonalnej?
- Ja uważam, że to jest tak, jak w szkole, nawet od podstawówki, zamiast religii powinno być religioznawstwo … Kiedyś była higiena i to są właśnie podstawy medyczne. To też uważam, że to też powinno być z powrotem… To się zdobywa jako specjalizację harcerską, pierwszą pomoc. Powinno to być normalnie od samego początku nauczania.
Czyli nie tylko na wyższych uczelniach, tylko od samej podstawówki?
- To powinno być od podstawówki.
A czy zna pan jakiegoś lekarza, który się wypowiada na temat tej medycyny niekonwencjonalnej, jak on podchodzi do tego?
- Tak, znam paru lekarzy. Mam nawet moją panią promotor w tej szkole psychotronicznej, bo ja pisałem pracę z akupunktury i to jest pani, która jest normalnie szefową przychodni, jest normalnie lekarzem pełną mocą, ale oprócz tego zrobiła sobie specjalizację z akupunktury. Ona jak najbardziej stosuje akupunkturę, ale ona ma świadomość tego, co to jest i jak to działa, tylko nie mówi o tym ludziom, bo, po co? I tak nie będzie to niczym skutkowało. Ona i tak poda na receptę leki, plus właśnie wzmocnienie efektu placebo poprzez akupunkturę. Rozmawialiśmy o lekarzach, czy stosują metody niekonwencjonalne. Część z nich stosuje jak rozszerzenie swoich umiejętności. Ale to robią albo pokątnie, albo wiedząc, po co to jest. Nie są nawiedzeni. Jeżeli ktoś skończył naprawdę medycynę, to stosuje medycynę.
A pan korzystał kiedyś z medycyny niekonwencjonalnej?
- Z akupunktury. Z homeoterapii nigdy, z bioenergoterapii też nigdy. Nie miałem potrzeby. Jak już, to korzystam z normalnej medycyny.
A jakieś wróżki, te sprawy?
- Sam stawiam Tarota.
Tak?
- Ale wiesz, dla mnie Tarot jest jednym z psychologicznych elementów Cold Readingu, czyli tzw., zimnego odczytu, czyli po prostu odczytywania mowy ciała i tego, co osoba chce. Karty są w tym momencie fetyszem. Pomiędzy mną, a tobą takim czymś, na czym jedna i druga osoba się skupia. I wiesz, na dodatek psychologicznie jak się podchodzi do kart? Nie tylko do Tarota, ale do innych fetyszy. To jest to, że po pewnym czasie pamiętasz tylko to, co ci powiedziałem dobrego i co się sprawdziło. Co się nie sprawdziło, to się nie pamięta. Jeszcze jeśli ten wróżbita sprawia na tobie pozytywne wrażenie i umie z tobą zagadać, to nawiązuje się nić sympatii i będzie sama osoba potwierdzać jego słowa. To jest po prostu psychologia.
A skąd zainteresowanie takim Tarotem?
- Wiesz co, był jako przedmiot w szkole.
No proszę, nawet w szkole. A później myślimy, że to jakiś dar nadprzyrodzony.
- Nie, absolutnie. Popatrz sobie na przykład na nocne programy na TVN. Mam paru znajomych, który lubią sobie na to patrzyć, bo to bardzo dobrze usypia. Ale gadają tam po prostu głupoty na bazie słowotoku… To jest słynne zdanie wróżbity Macieja, który jest dobrym psychologiem i dobrym, można powiedzieć, naciągaczem. Ale wiesz, jego typowy tekst: „Pani wie, o czym ja mówię”. Pod tym hasłem można skryć wszystko. To są słowa klucze, których się używa po to, żeby przykuć uwagę i potwierdza swoją wiedzę i rzeczy, które się pseudo wie, a tak naprawdę się nie wie. Gada się na zasadzie truizmów, które druga osoba bierze do siebie.
A ciężko się nauczyć na tych kartach?
- Problem w tym, że ich jest 78, w związku z czym, no trochę ich jest. Dlatego większość wróżek używa zwykłych kart, których jest dużo mniej. W tym momencie nie możemy się aż tyle uczyć i tyle męczyć, żeby poznawać symbolikę i tak dalej. A poza tym symbolika karty i historia symboliki to jest fajna rzecz, bo to jest historia kulturoznawstwa. Ale samo wróżenie jest bardzo proste. Ja najczęściej wróżę na zasadzie wyłożenia trzech kart i mi to wystarcza. Nawet wystarcza jedna. A tak naprawdę, jakbym wziął pudełko zapałek i ułożył kilka zapałek, to też ci mogę powróżyć. Rzecz, z której się wróży nie ma żadnego znaczenia. Ma znaczenie tylko dla tej drugiej osoby, która wierzy, że z tej rzeczy się mówi. Dlatego kiedyś wróżono z wnętrzności zwierząt, z fusów od kawy, ze wszystkiego można…